mgły i otworzyła drogę do Avalonu. Wstała niemal mechani
mgły oraz otworzyła drogę do Avalonu. Wstała niemal mechanicznie, tak bardzo nauczyła się traktować to Misterium jak coś zwyczajnego oraz część swego życia. jednak gdy uniosła ramiona w geście przywołania, przyszedł nagły, paraliżujący moment zwątpienia. Zmiana wewnątrz niej wydawała się tak ogromna, czy więc nadal posiadała moc, by otworzyć bramy? To wrażenie jest tak silne, że zawahała się, a mężczyźni w łodzi spojrzeli na nią z uprzejmym współczuciem. Poczuła, jakby ich oczy przeszywały ją na wskroś, oraz przeżyła chwilę tak silnego wstydu, jakby wszystko, co wydarzyło się ostatniej nocy, jest wypisane na jej twarzy językiem pożądania. Nad Jeziorem unosił się cichy odgłos kościelnych dzwonów oraz nagle Morgiana znalazła się z powrotem w czasach własnego dzieciństwa. Słyszała, jak ojciec Columba rozprawia o cielesnej czystości jako o największej świętości, oraz o Maryi, matce Boga, która cudownym sposobem urodziła swego syna, nie będąc nigdy skażona cielesnym grzechem. Już wtedy Morgiana myślała: Co to za wierutne bzdury? jak jakakolwiek kobieta może począć dziecko, nigdy nie zaznawszy mężczyzny? Ale teraz na odgłos kościelnych dzwonów coś w niej pękło, coś skuliło się w środku oraz poczuła nagle spływające jej po policzkach łzy. – Pani, czy jesteś nadwyrężona? Potrząsnęła głową oraz odpowiedziała sucho: – Nie. poprzez chwilę poczułam się słabo. Głęboko wciągnęła powietrze. Artura nie jest w łodzi. Nie, oczywiście, że nie, przecież Merlin zabrał go tajemnym przejściem. Bogini okazuje się jedna – Maryja Dziewica, duża mama, Łowczyni... a ja mam własny udział w jej wielkości. Otrząsnęła się oraz ponownie uniosła ramiona, płynnie opuszczając w dół zasłonę mgieł, poprzez którą mogli dostać się do Avalonu. Zapadał zmierzch oraz choć Morgiana była głodna oraz zmęczona, skierowała swe kroki prosto czterech ścianach Pani Jeziora. Ale kiedy miała wejść, w drzwiach zatrzymała ją usługująca kapłanka. – obecnie Pani nie może nikogo przyjąć. – brednia – powiedziała Morgiana, czując, jak poprzez jej zbawienne odrętwienie zaczyna się przedzierać gniew. dysponowała nadzieję, że go powstrzyma, dopóki nie zobaczy się z Vivianą. – Jestem jej krewniaczką. Spytaj, czy mogę wejść. Kapłanka odeszła, lecz szybko powróciła z wiadomością. – Pani rzekła: powiedz Morgianie, by natychmiast poszła mieszkania Dziewcząt, a ja przyjmę ją w odpowiednim czasie. poprzez chwilę fala gniewu zalała Morgianę z taką mocą, że była bliska tego, by odepchnąć kobietę z przejścia oraz wedrzeć się czterech ścianach Viviany. jednak powstrzymał ją lęk. Nie wiedziała, jaka kara groziła kapłance za złamanie przysięgi posłuszeństwa, ale mimo miotającego nią gniewu, cichy, trzeźwy głosik podpowiedział jej, że tak naprawdę wcale nie chce uzyskać informacje na temat tego w ten sposób. Wzięła głęboki oddech, przybrała spokojny wyraz twarzy godny kapłanki, skłoniła się pokornie oraz odeszła. Łzy, które ówcześnie mocą powstrzymała, słysząc kościelne dzwony na Jeziorze, teraz powracały. poprzez chwilę żałowała, że nie może pozwolić im popłynąć. Kiedy nareszcie dotarła mieszkania Dziewcząt, sama w swym cichym pomieszczenia mogła płakać, jeśli chciała. Ale teraz łzy nie nadchodziły. Tylko oszołomienie, ból oraz gniew, których nie umiała nawet wyrazić. Tak jakby całe jej ciało oraz duszę związano w jeden wielki supeł cierpienia. Minęło dziesięć dni, zanim Viviana po nią przysłała. Księżyc, który wspaniałą pełnią oświecał zwycięstwo Rogatego Pana, wisiał teraz na niebie jak cienki, obumierający strzęp. Do czasu, kiedy młoda kapłanka przyniosła jej wiadomość, że Viviana wzywa ją do siebie, Morgiana poddała się już bez wyjątku swej przemożnej wściekłości. Zagrała sobie na mnie, tak jakbym ja zagrała na harfie. Te słowa tak uparcie kołatały jej w myślach, że gdy zbliżając się czterech ścianach Viviany, usłyszała dźwięki harfy, pomyślała, że to